Obyczaje, zwyczaje, tradycje rodzinne i doroczne

Boże Narodzenie

W czasie adwentu ludzie chodzili na roraty, które odbywały się zawsze o 6 rano. Niesiono ze sobą palące się świece.

Jeszcze w pierwszych dekadach dwudziestego wieku, w niektórych konińskich domach świątecznych drzewek nie stawiano. Uważano, że właściwszym, bo wielowiekową tradycją ugruntowany jest snopek żyta z niewymłóconym ziarnem. Był on nieprzyjacielem domowego niedostatku i głodu. Dekorowano go kolorowymi ozdobami wypieczonymi z ciasta, wieszano na nim czerwone jabłuszka, orzechy, wydmuszki kurzych jajek, papierowe, kolorowe łańcuchy i zasuszone kwiaty. Tradycja przystrajania choinek w domach przyszła trochę później.[1]

W dzień wigilijny nie jedzono obiadu, jadło się najwyżej specjalne pszenne bułki adwentowe, „na sucho”, do tego kawa lub mleko.

 W ten dzień od rana trwały przygotowania do kolacji, którą tu nazywano Wieczerzą Wigilijną. Gospodynie moczyły suszone grzyby na zupę, parzyły i mełły mak do makiełek, gotowały kompot z suszonych owoców, fasolę do kapusty. Do przygotowania Wigilijnej Wieczerzy należało użyć wszystkich darów zebranych z pól. Nie mogło niczego zabraknąć. Nie ma listy potraw, które przygotowywała każda gospodyni. W niektórych domach najważniejszą potrawą był barszcz czerwony z uszkami, w innych zupa grzybowa, lub zupa z suszonych gruszek. Makiełki przygotowywano w zależności od upodobań gospodarzy. Mogły to być kluski (gruby makaron) z makiem, lub bułka pszenna moczona w mleku z makiem. Zgodnie z tradycją, szczęście i pomyślność w Nowym Roku przyniesie gospodarzom ,,chłop”, który w Wigilię rano przyjdzie z wizytą, a nieszczęście, odwiedziny ,,baby”. Pilnie też strzeżono, aby żadna obca niewiasta nie przekroczyła tego dnia progu domu, bo to zły znak. Ta tradycja żywa jest w większości domów do tej pory. Podczas gdy gospodyni zajmowała się w kuchni wieczerzą wigilijną, gospodarz doglądał inwentarza, pilnował, aby wszystkie zwierzęta na tę noc były dobrze zaopatrzone, czyścił je i rozmawiał z nimi. Do domu przynosił snopek słomy i stawiał w kącie izby, a siano kładł pod stołem. Gospodyni nakrywając stół białym obrusem kilka źdźbeł siana kładła pod obrus. Tradycja ludowa nakazywała, aby w okresie świątecznym jeść dużo orzechów, aby mieć zdrowe zęby oraz dużo maku, aby zapewnić sobie dostatek. Wierzono, że tego dnia nie wolno płakać, gdyż cały rok będzie pełen smutku i płaczu. Nie wolno też pożyczać od kogoś pieniędzy ani ich wydawać, bo to wróży niepomyślność w nadchodzącym roku. Należy też bezwzględnie oddać wszelkie długi i uregulować wszystkie zaległe sprawy, aby w Nowy Rok wejść z czystym sumieniem. Dorośli pilnują się nawzajem, aby unikać kłótni. Wszystkie te zabiegi i wysiłki mają zapewnić szczęście i pomyślność na nadchodzący rok. Pierwsza gwiazda gromadziła wszystkich przy stole. Zaczynała się kolacja- wieczerza, inaugurowany okolicznościową modlitwą na głos. Łamano się opłatkiem i składano sobie życzenia. Przypominano tych, co odeszli na zawsze. Opłatki, którymi dzielili się nasi pradziadkowie, były białe dla ludzi, zabarwione dla zwierząt, bo z  nimi też się dzielono ze szczerego serca. Opłatek dla zwierząt był przeważnie różowy.  Powszechnie przestrzegano, aby do wieczerzy nie siadało 13 osób, gdyż feralna liczba wróżyła nieszczęście, a nawet śmierć jednemu z biesiadników. Istniał także piękny zwyczaj, kultywowany do dnia dzisiejszego w wielu polskich domach, stawiania jednego nakrycia dla przygodnego gościa, zabłąkanego wędrowca, ubogiego. Chociaż w niektórych domach tego zwyczaju nie było.

Ważnym momentem wigilijnego wieczoru, było przyjście wilijorzy. Ten wędrowny teatr wprowadzany do domu przez Żyda, Hetmana i Diabła przedstawiał krótką scenę związaną z narodzinami Chrystusa, pokazywał króla Heroda, który dla korony nie waha się skazać na śmierć swojego jedynego syna i sprawiedliwe działanie samej Kostuchy (Śmierci). Sama szopka była dość krótka, ale zawierała wszystkie ważne elementy: mówiła o narodzinach Zbawiciela, pokazywała pychę Heroda i sprawiedliwość Śmierci. [2]

Szczególnym elementem wigilijnego wieczoru była odprawiana o północy pasterka.
Natomiast w okresie poświątecznym ksiądz odwiedzał mieszkańców parafii z „kolędą”.


Sylwester/Nowy Rok

W Sylwestra był zwyczaj wystawiania niespodziewanie i wynoszenia w jakieś inne miejsca furtek oraz bram, tak aby nie można ich było łatwo znaleźć, dlatego ludzie wiązali je łańcuchami i sznurami.

Nowy Rok był dniem przede wszystkim rodzinnym. Mało było odwiedzin, chyba że trzeba było iść z życzeniami do solenizanta. Po porannym, świątecznie podanym śniadaniu wybierano się pojedynczo lub gromadnie na mszę do kościoła. Po powrocie do domu nadchodziły chwile radości dla dzieci, bo mogły wieszać na choinkach upieczone przez mamę ciastka i pierniczki, gdyż dotychczasowe słodycze zostały już zjedzone i trzeba było zawiesić nowe. Wskazanym było, by ciastka miały kształt domowych zwierzątek i ptaków. Miały one zapewnić dostatek w obejściu i spiżarni.[3]


Dzień Objawienia Pańskiego

Dzień Objawienia Pańskiego, popularnie zwany Świętem Trzech Króli (6 styczeń) Panny w tym dniu na mszy wysuwały rączkę z zaręczynowym pierścionkiem w stronę księdza, aby kropelka wody święconej rzuconej kropidłem na kosztowność  upadła. Wszystko po to, by ofiarodawca pierścionka się nie rozmyślił i o ślubie pamiętał. W ten dzień również sosnową żywicę wznoszono do kościoła, bo ta po poświęceniu, palona nad świecą, wonnym dymem z kątów izby szkaradzieństwa wypędzała. Jagody jałowca to konińska mira, wrzucone do bigosu, smak podnosiły. Już jedno ziarenko w balonie z winem nie dopuściło do jego zoctowania. W święto Trzech Króli najważniejszymi przedmiotami była święcona kreda oraz domowa świeca. Jedno i drugie przydatne do wypisania nad drzwiami wejściowymi do domu trzech liter oddzielonych dwoma krzyżykami K+M+B oraz cyfr danego roku. KMB to inicjały trzech mędrców Kacpra, Melchiora i Baltazara.[4]

Kościół p.w. św. Maksymiliana Kolbe w Koninie

Podkoziołek

Okres karnawału kończył się podkoziołkiem (ostatni wtorek przed Wielkim Postem), który mógł trwać tylko do północy. Teraz jest to śledzik. Była to ostatnia okazja do tłustego i obfitego objadania się oraz hucznej zabawy, przed mającym nastąpić postem. Następnego dnia, od rana, gospodynie szorowały garnki i patelnie z resztek tłuszczu, aby nie budziły pokus. Potem garnki wywieszano na płocie, żeby się dokładnie wywietrzyły. Jedynym dopuszczalnym do używania tłuszczem, był olej roślinny wytłaczany z siemienia lnianego, lub nasion rzepaku. Pozostałości natomiast, nazywane makuchami, wykorzystywano jako paszę dla zwierząt. Olej roślinny nie cieszył się uznaniem w kuchni wiejskiej. Uznawany był za coś gorszego, toteż używano go tylko w poście. Olej, jako tłuszcz tani, używany był przez cały rok, przez ludność biedniejszą, wyrobników i parobków jako dodatek do ziemniaków (kartofli), kaszy jaglanej i innych skromnych potraw.[5]


Wielkanoc

Okres Wielkiego Postu traktowano poważnie – ludzie rzeczywiście odmawiali sobie ulubionych rzeczy, które sprawiały im przyjemność. W każdy piątek post był ścisły.

W Niedzielę Palmową chodzono do kościoła niosąc ze sobą pęki wiklinowych gałązek ustrojonych białymi kotkami. Wierzono, że wierzba miała magiczne zastosowanie, jeśli została poświęcona w Niedzielę Palmową. Przyniesioną z kościoła wstawiano do wazonu lub zatykano za święty obraz. Jeśli bolało gardło i nie pomagały okłady i aptekarskie piguły, płyny i napary, to sięgano po środek ostateczny łykano dwa lub trzy kotki z wierzby. Puszystymi wierzbowymi specjałami próbowano leczyć gruźlicę u ludzi i zażegnywać choroby bydła. Zaradny gospodarz po niedzielnym poświęceniu palm szedł na swoje pole i zatykał kilka gałązek w ziemi, aby gryzonie i inne szkodniki upraw nie niszczyły.[6]
Pocztówka wielkanocna z 1925 roku

W nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek istniał zwyczaj wybijania żuru. Gdy wszystkie okna były już pomyte na nadchodzące święta. Wówczas kawalerowie wyruszali we wieś i przygotowanym wcześniej żurem (woda z wapnem, lub woda z mąką), malowali szyby w oknach tych domów, w których mieszkały panny na wydaniu. Bywało też, że wystawiano bramy i furtki z zawiasów i wciągano na dach, lub wynoszono daleko od domu ich właściciela, albo zamieniano bramy różnym gospodarzom. Zwyczaj wybijania żuru dotrwał do dziś i przybiera różne rozmiary.

W Wielki Piątek również był ścisły post, w związku z czym na obiad zawsze tradycyjnie była zupa śledziowa z ziemniakami.

W Wielką Sobotę święcono potrawy. Tak jak w piątek – pilnowano ścisłego postu, w ten dzień nie było nawet obiadu. Cały dzień trwały przygotowania do świąt, ludzie szli też na „święconkę”, aby poświęcić pokarm.

W niedzielę rano, jeszcze przed świątecznym śniadaniem złożonym z poświęconych w sobotę potraw, cała rodzina szła na nabożeństwo rezurekcyjne połączone z procesją, które odbywało się o 6 rano. Po Rezurekcji młodzi chłopcy strzelali z karbitu. Wkładało się karbit do metalowych puszek, podpalało i kładło na ziemi, po chwili było słychać huk. Była to dość niebezpieczna zabawa ponieważ karbit mógł wybuchnąć nieoczekiwanie w rękach chłopca czy mężczyzny. Po powrocie z kościoła rodzina zasiadała do wspólnego, uroczystego śniadania.


Wesele

Młody mężczyzna oświadczał się kobiecie, najpierw jednak musiał uzyskać zgodę jej ojca lub ewentualnie matki (np. gdy ojca nie było). Dopiero po oświadczynach młodzi zaczynali się spotykać. Po jakimś czasie „dawano na zapowiedzi” do kościoła.

Zdarzało się, że młodzi byli ze sobą swatani (kawaler nie przychodził wtedy bezpośrednio sam do rodziców wybranki), jednak taki zwyczaj panował tylko w bogatszych rodzinach.
Przed ślubem pan młody i jego goście jechali wozami do domu panny młodej, która czekała tam ze swoimi gośćmi. Następnie wszyscy razem jechali do kościoła. Z panem młodym jechała również orkiestra, której podstawowymi instrumentami były skrzypce, trąbka, harmonia i bęben.
 Ślub brata mojej prababci, Stanisława. 1927 rok

Po ślubie odbywała się zabawa – wesele. Na weselu, zawsze po północy, odbywały się tzw. oczepiny: swatka zdejmowała welon pannie młodej i rzucała go w stronę gości (ten zwyczaj pozostał i wygląda dziś podobnie). Pannie młodej swatka zakładała na głowę czepek zamiast welonu, na znak, że jest już mężatką. Ważną tradycją były tak zwane „dziady”, byli to poprzebierani sąsiedzi, znajomi ze wsi, którzy przychodzili na wesele. Należało ugościć ich, podzielić się tym co się ma, mieli oni przynosić szczęście w dalszym życiu.



Odpust w parafii

Odpust był ważnym wydarzeniem w parafii, była to także wspaniała okazja do odwiedzin. Rodziny odwiedzały swoich bliskich w parafii, w której był odpust, a te szykowały poczęstunek dla gości.


Dożynki

Wieńce ze zbóż, kwiatów, owoców, a także bochen chleba kładziono na wozy; taki korowód wozów jechał przez wieś na wybraną łąkę, gdzie czekali wybrani spośród mieszkańców gospodyni i gospodarz dożynek (gospodarzem często był sołtys), którzy przyjmowali wieńce. Na wozach jechały też dziewczyny ubrane w stroje ludowe, z wieńcami na głowach, a także orkiestra, która przez całą drogę grała. Później na łące odbywała się zabawa.


Siew

Na Matkę Boską Siewną rozpoczynał się siew ozimin. Gospodarz wiązał na sobie płachtę (prześcieradło), nasypywał do niej ziarna i wyruszał w milczeniu na pole, aby tam majestatycznymi ruchami prawej ręki rzucić ziarno w glebę. Na rozległych polach, gdzie pracowało więcej osób, na przedzie zawsze szedł gospodarz, a za nim pozostali siewcy, wszyscy pracując w milczeniu, bo przy siewie się nie ,,gada”, aby ptaki nie usłyszały, że sieje się ziarno, gdyż mogłyby je wybrać. [7]

Zbieranie ziemniaków

Z wczesną jesienią i zbiorami płodów z pól łączą się też zwyczaje, kiedy na pola do zbierania ziemniaków wychodziły nie tylko rodziny, ale i ,,najęci” zbieracze. Gospodarz musiał być na polu do końca pracy, a kiedy zebrano ostatni kosz ziemniaków, znienacka wysypywano mu je pod nogi. Był to znak, że praca została wykonana należycie i teraz gospodarz musi stanąć na wysokości zadania. Szanujący się rolnik umiał docenić zbieraczy, więc szybko organizował (niby niespodziewanie) coś do jedzenia i wypicia, aby w ten sposób zapewnić sobie siłę roboczą na następny rok i ,,aby ziemniaki nie zgniły”. Taki zwyczaj nazywano pępkiem. Kończył on pracę w polu przy zbieraniu ziemniaków. W czasach wcześniejszych, pępek był organizowany przez większych gospodarzy na zakończenie wszystkich prac polowych, dla wyrobników, którzy u nich pracowali.[8]
Jeździec z psami [źródło: http://muzeumutracone.pl/]


Polowania

Na wsi regularnie zimą odbywały się polowania, głównie na zające i dziki. Zjeżdżali się na nie leśniczy, bogatsi ludzie, chłopi natomiast brali w tych polowaniach udział tylko dlatego, że wykorzystywani byli do nagonki.


Pranie

Ubrania i inne rzeczy prane były przy stawach. Używana była tara (tarka do prania) oraz jakieś mydło, które udało się kupić. Kobiety przeważnie zbierały się w większych grupkach i chodziły razem robić pranie nad stawem. U osób zamożnych było to zadanie służby lub  wynajętej do tego kobiety ze wsi.


Służba

Osoby zamożne mogły pozwolić sobie na służbę. Jednak służba nie spała w tym samym domu co ich pracodawcy. Spali oni w budynkach z inwentarzem, końmi, krowami, na słomie nad tymi zwierzętami lub w jakimś wygospodarowanym dla siebie miejscu.



[1] Z. Kowalczykiewicz, Konińskie świętowania, Wydawnictwo Parada, Konin 2001.
[2] Stanisława Adamczyk, Historia i kultura Kramska 1219-2004, Kramsk 2004.
[3] Z. Kowalczykiewicz, Konińskie świętowania, Wydawnictwo Parada, Konin 2001.
[4] Z. Kowalczykiewicz, Konińskie świętowania, Wydawnictwo Parada, Konin 2001.
[5] Stanisława Adamczyk, Historia i kultura Kramska 1219-2004, Kramsk 2004.
[6] Z. Kowalczykiewicz, Konińskie świętowania, Wydawnictwo Parada, Konin 2001.
[7] Stanisława Adamczyk, Historia i kultura Kramska 1219-2004, Kramsk 2004.
[8] Stanisława Adamczyk, Historia i kultura Kramska 1219-2004, Kramsk 2004.
Rozmowy przeprowadzone z mieszkańcami miasta Konin i okolic (kursywa)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz